9. Trudny rok 1848

Strzał w kaplicy Pinardiego
W roku tym polityka i opinia publiczna zaczęły kształtować się w sposób tak dramatyczny, że trudno było przewidzieć koniec.
Karol Albert ogłosił Konstytucję. Dla wielu ludzi oznaczało to swobodę czynienia zła lub dobra według własnego widzimisię. Źródłem tego przeświadczenia były swobody przyznane Żydom i protestantom. „Nie ma już różnicy, czy jest się katolikiem, czy nie”, mówiono, co było zresztą prawdą w życiu politycznym, ale w niczym nie zmieniało to obowiązków religijnych.
Młodzież ogarnął w tych dniach jakiś rodzaj gorączki. Zbierali się w różnych punktach miasta, na ulicach i placach, i napadali na księży i kościoły. Każdą zniewagę religii uważano za „wyczyn”. Mnie również parokrotnie zaatakowano w domu i na ulicy.
Pewnego dnia, podczas lekcji katechizmu, strzał z rusznicy (tj. starej strzelby) padł przez okno. Kula postrzępiła mi ubranie pomiędzy piersią a ramieniem oraz oderwała spory kawałek tynku. Innym razem, gdy stałem otoczony tłumem chłopców, w biały dzień pewien dobrze mi zresztą znany człowiek zaatakował mnie nożem. Cudem uratowałem się, uciekając do pokoju i barykadując drzwi.
Ksiądz Borel cudem uniknął strzału z pistoletu oraz ciosów nożem, ale to już innego dnia, gdy wzięto go za kogoś innego. Trudno było uspokoić tych rozszalałych młodych ludzi i przepowie im do rozsądku.

Miejsca pracy stają się niebezpieczne
W czasach tego ogólnego szaleństwa starałem się dać schronienie możliwie największej liczbie młodych robotników. Wynająwszy następne pokoje, mogłem ich przyjąć piętnastu: młodych ludzi bez rodziny i mogących wejść na złą drogę.
Istniała jednak zasadnicza trudność. Nie mieliśmy wówczas jeszcze warsztatów i nasi chłopcy jeździli do pracy do Turynu, co stwarzało pewne zagrożenie ich chrześcijańskiego życia: towarzysze pracy, zasłyszane słowa i oglądane sceny wielekroć burzyły te poglądy chrześcijańskie, które staraliśmy się im przekazać w Oratorium.
W tym właśnie okresie zacząłem wieczorem, po modlitwie, wygłaszać im krótkie przemówienia, w których przedstawiałem jakąś prawdę chrześcijańską, dyskutowaną w ciągu dnia.
To samo, co zdarzało się młodym robotnikom, zdarzało się również uczniom gimnazjalnym. Ponieważ nasze lekcje nie obejmowały pełnego programu nauczania, najbardziej zaawansowani chodzili do prof. Józefa Bonzanio na gramatykę i do ks. prof. Mateusza Picco na retorykę, a chociaż były to szkoły wspaniałe, to przecież w drodze do nich i z powrotem napotykali na te same co robotnicy trudności. Dopiero w 1856 roku mogliśmy z wielkim pożytkiem otworzyć wszystkie szkoły i warsztaty w budynku Oratorium.

Rozdawać zupę, mówiąc przy okazji dobre słowo
W 1848 roku nastąpiło tak ogólne rozprężenie, że nie mogliśmy ufać nawet współpracownikom, tak więc sami, matka i ja, musieliśmy wykonywać wszystkie prace domowe. Musiałem zatem gotować, nakrywać do stołu, rąbać drzewo, szyć koszule, spodnie, ręczniki i prześcieradła i reperować je, gdy się darły. Mogłoby się to wydawać stratą czasu, a tymczasem okazało się, że te czynności były doskonałą okazją do niesienia pomocy młodzieży w życiu chrześcijańskim. Rozdając chleb czy nalewając zupę, mogłem spokojnie dawać dobre rady czy powiedzieć im dobre słowo.

Pierwsze rekolekcje, skąd się wzięły?
Odczuwałem coraz większą potrzebę czyjejś pomocy w zarządzaniu domem i organizowaniu szkół w Oratorium. Z tą właśnie myślą zacząłem zapraszać niektórych na wakacje do Becchi. Innych zapraszałem na obiad lub na kolację. Przychodzili czytać, pisać, uczyć się, a przy okazji dyskutowali o antyreligijnych poglądach, wygłaszanych w domach. Wszystko to trwało od 1841 do 1848 roku. Przez cały czas przyświecał mi przy tym cel, o którym już wspomniałem: obserwować, poznawać i wybrać osoby nadające się do wspólnego życia i zaproponować im, by ze mną zostały.
Zmierzając dalej w tym samym kierunku, w 1848 roku spróbowałem zorganizować pierwsze rekolekcje. Zebrałem około pięćdziesięciu chłopców. Obiad i kolację jedli ze mną, ale że nie starczało dla wszystkich łóżek, więc część wracała do domów na noc i powracała następnego dnia rano. To odchodzenie wieczorem i powrót rano zagrażały jednak klimatowi skupienia i refleksji, jaki kazania i milczenie wytwarzają w te dni. Dni Skupienia zaczęły się w niedzielę wieczorem, a zakończyły w sobotę wieczorem.
Wypadły bardzo dobrze. Niektórzy chłopcy, którymi zajmowałem się od dawna bez większego rezultatu, zaczęli prawdziwie chrześcijańskie życie. Jedni z nich wybrali powołanie zakonne, inni zaś, choć zachwalali świecki styl życia, stali się dla swych kolegów z Oratorium wzorem chrześcijaństwa, ale o tym opowiem szerzej w historii Towarzystwa Salezjańskiego.

Parafia chłopców bez parafii
Kilku proboszczów (pamiętam że byli wśród nich proboszcz z Borgo Dora, z kościoła Carmine i św. Augustyna) ponownie wyraziło Arcybiskupowi swoje zaniepokojenie faktem, że w Oratorium udzielano Sakramentów. Arcybiskup w odpowiedzi wydał zarządzenie, w którym uprawniał nas do udzielania Komunii także na Wielkanoc i do przygotowywania uczęszczających do Oratorium chłopców do bierzmowania oraz potwierdził nam prawo odprawiania wszystkich nabożeństw, które normalnie odbywają się w kościele parafialnym. „Oratoria - powiedział Arcybiskup - będą parafiami dla chłopców bez parafii”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz