16. Kościół i loteria

W kaplicy-szopie chłopcy mdleli
Skończyły się kłopoty moralne, jakich przysparzał nam dom Pinardiego i ogródek. Obecnie nastała pora, by pomyśleć o kościele bardziej stosownym do nabożeństw i mogącym pomieścić wciąż rosnącą liczbę chłopców.
Kaplicę-szopę powiększyliśmy nieco, ale i tak okazywała się za mała i za niska. Wchodząc trzeba było zejść dwa stopnie, więc kiedy na zewnątrz padało, woda przedostawała się do środka i zalewała nas, natomiast latem można było udusić się od gorąca i nieprzyjemnego zapachu. W każdą niedzielę któryś z chłopców mdlał i musieliśmy półprzytomnego wynosić na rękach na powietrze.
Trzeba było zatem zbudować przestronny, zdrowy i proporcjonalny do liczby chłopców, budynek. Projekt przygotował kawaler Blachier. Obejmował on obecny kościół św. Franciszka Salezego i całkowicie przerobiony dom Pinardiego. Wykonanie powierzono przedsiębiorcy budowlanemu Fryderykowi Bocca. Zrobiono wykop pod fundamenty. Pierwszy kamień pobłogosławił 20 lipca 1851 roku kanonik Moreno, główny administrator diecezji, a położył go kawaler Józef Cotta. Sławny ojciec Barrera, wzruszony widokiem tylu ludzi przybyłych na tę okazję, wszedł na pagórek i wygłosił wspaniałe improwizowane przemówienie.

Kamień jak ziarnko
Zaczął od słów: „Proszę państwa. Kamień, który pobłogosławiliśmy i położyliśmy jako fundament tego kościoła, ma dwa olbrzymie znaczenia. Jest jak owo ziarnko gorczycy, z którego wyrośnie wielkie drzewo, gdzie znajdzie schronienie wielu chłopców, a jednocześnie przypomina, że to dzieło wspiera się na kamieniu węgielnym, jakim jest Jezus Chrystus. Wrogowie wiary będą starali się je zburzyć, ale daremnie”.
Potem ojciec Barrera rozwinął te dwa stwierdzenia przy pełnej szacunku uwadze słuchaczy, którzy czuli w nim natchnionego kaznodzieję.
To wesołe i głośne święto ściągnęło zewsząd młodzież. Wielu chłopców przychodziło już wówczas do Oratorium o każdej porze dnia, inni prosili, by przyjąć ich na stałe. Liczba małych mieszkańców w tym roku przekroczyła pięćdziesięciu. Zaczęliśmy organizować też niektóre warsztaty w domu, ponieważ wychodzenie chłopców do pracy w mieście było coraz niebezpieczniejsze.
Zbudowano już fundamenty pod kościół, kiedy zauważyłem, że skończyły się pieniądze. Ze sprzedaży domów i ziemi uzyskałem trzydzieści pięć tysięcy lirów, które stopniały jednak tak szybko jak śnieg w słońcu.
Zarząd (miasta) przyznał nam pomoc w wysokości dziewięciu tysięcy lirów, które miały być wypłacone dopiero w końcowej fazie budowy.
Biskup Bielli, mając na uwadze, że w Oratorium znalazło gościnę i pomoc wielu młodych robotników z jego diecezji, rozesłał list do swoich proboszczów z wezwaniem o zbieranie ofiar dla nas. Oto jego słowa.

List Biskupa Bieli

„Wielebny księże proboszczu!
Ksiądz Bosko, wybitny i pobożny kapłan, wiedziony prawdziwie anielskim miłosierdziem, zaczął zbierać wokół siebie w świąteczne dni opuszczonych i wałęsających się po placach i ulicach napotkanych chłopców, zamieszkujących olbrzymi i gęsto zaludniony teren, rozciągający się między Borgo Dora a Martinetto. Zebrał ich w miejscu odpowiednim dla chłopców, by zorganizować im rozrywkę i wychować po chrześcijańsku. Jest ich już tak dużo, że kapliczka, którą dysponuje, stała się za mała. Nie mieści nawet jednej trzeciej z ponad sześciuset chłopców, którzy tam przychodzą. Pobudzony miłością do nich, ks. Bosko podjął trudne dzieło wybudowania nowego kościoła odpowiedniego do potrzeb młodzieży i odwołał się do miłosierdzia katolików o pomoc przy pokrywaniu poważnych nakładów, jakich budowa ta wymaga.
Ze szczególną ufnością zwraca się za moim pośrednictwem do naszej diecezji i prowincji, ponieważ wśród tych sześciuset chłopców, którzy zbierają się wokół niego i chodzą do jego Oratorium, ponad jedną trzecią (tj. ponad dwustu), stanowią chłopcy z Bielli. Wielu z nich mieszka także w jego domu, dostaje wyżywienie i odzież i uczy się zawodu. Jego prośba o pomoc, skierowana do nas, jest więc nie tylko wezwaniem do miłosierdzia, ale i apelem do poczucia sprawiedliwości. Proszę zatem księdza proboszcza o powiadomienie parafian o tym tak interesującym dziele, o szczególny apel do osób zamożnych i o przeznaczenie co niedzielnej ofiary na ten właśnie cel. Zebrane pieniądze należy przesłać do Kurii z podaniem sumy i miejsca, skąd pochodzi.
Czy wtedy, gdy protestanci starają się otworzyć świątynię, by nauczać w niej błędu, który doprowadzi do zguby ich braci, katolicy nie potrafią przyczynić się do budowy kościoła, w którym będzie się nauczać prawdy i wskaże drogę do zbawienia im, ich braciom i krajanom? Żywię głęboką nadzieję, że będę mógł godnie wesprzeć dzięki waszym ofiarom dzieło człowieka Bożego. Będzie to dla mnie namacalny znak i przejaw mądrej i pełnej uznania dobrej woli moich diecezjan, ich poparcia dla dzieła, które jest święte, użyteczne, a nawet niezbędne w czasach, w jakich żyjemy.
Korzystam ze sposobności, by ponownie zapewnić księdza o moim szacunku i przyjaźni.
Biella, 13 września 1851.

Szczerze oddany bp Józef Piętro”

Pierwsza loteria
Zebrane ofiary przyniosły nam tysiąc lirów, ale była to kropla w morzu potrzeb, zacząłem więc przemyśliwać nad zorganizowaniem publicznej loterii. Udało nam się zebrać trzy tysiące trzysta darów, które nadesłali m.in. Papież, Król, Królowa matka i cały dwór królewski.
Rozprzedano wszystkie bilety (każdy w cenie pół lira). Kiedy odbywało się publiczne losowanie w Ratuszu Miejskim, wielu jeszcze próbowało kupić bilety, choćby i za dziesięciokrotną ich cenę.
(W tym miejscu ks. Bosko sugeruje, by osoba, która będzie przepisywała jego pamiętniki, zamieściła również program i regulamin loterii, ale dokumenty te wydają mi się suche, biurokratyczne i pozbawione szczególnych wartości).
Wielu zwycięzców zostawiło nawet swe nagrody dla potrzeb kościoła, co również nam pomogło. Poniesione wydatki były co prawda olbrzymie, ale na czysto uzyskaliśmy sumę dwudziestu sześciu tysięcy lirów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz