14. Bóg wybiera Valdocco

Czterdziestu chłopców przy konfesjonale
W okresie rozwoju działalności Oratorium zacząłem jednocześnie głosić kazania w turyńskich kościołach, w Szpitalach Miłosierdzia, w Schronisku Cnoty (instytucji, która udzielała schronienia około stu chłopcom, nie mającym pieniędzy na mieszkanie), w więzieniach, w Kolegium św. Franciszka od św. Pawła. Odprawiałem nowenny, tridua i rekolekcje.

Po dwóch latach nauki w Konwikcie zdałem egzamin na spowiednika i od tego momentu mogłem już przyjmować chłopców, którzy chcieli pojednać się z Bogiem i udzielać im Jego odpuszczenia. Dzięki temu w więzieniach, w Oratorium i wszędzie, gdzie się znalazłem, mogłem skuteczniej pomagać młodzieńcom, by wzrastali w dobroci i w życiu synów Bożych.
Odczuwałem żywą radość w ciągu tygodnia, a zwłaszcza w dni świąteczne, widząc, iż mój konfesjonał otaczało czterdziestu lub pięćdziesięciu chłopców, którzy cierpliwie czekali na swoją kolejkę, by pojednać się z Bogiem.

Na poprzednich kartkach opowiedziałem o normalnej działalności Oratorium w okresie od grudnia 1841 do października 1844 roku, a więc prawie trzy lata.

Tymczasem na horyzoncie rysowały się nowe wydarzenia, zmiany i cierpienia. Prowadziła nas Opatrzność Boża.

„Widzę mnóstwo chłopców proszących mnie o pomoc”
Po trzech latach przygotowań nadszedł moment wyboru pracy kapłańskiej w życiu kościoła turyńskiego.

Ksiądz Józef Comollo, stary i chory wuj Alojzego i proboszcz w Cinzano, poprosił Arcybiskupa, by skierował mnie do jego probostwa jako administratora, ponieważ ze względu na wiek i stan zdrowia nie mógł już sam podołać obowiązkom. Arcybiskup wyraził zgodę. Ale sam ks. Guala podyktował mi list, w którym dziękowałem Arcybiskupowi Fransoniemu, ale uchylałem się od przyjęcia miejsca. Księża Guala i Cafasso przygotowywali dla mnie inne pole działalności duszpasterskiej.

Pewnego dnia ks. Cafasso wezwał mnie do swego biura i powiedział:
- Skończył ksiądz naukę, teraz pora zabrać się do pracy. Możliwości pracy na niwie Pańskiej jest bardzo wiele. Do czego ma ksiądz największe skłonności?
- Do tego, co mi ksiądz wskaże.
- W tej chwili są trzy możliwości: zastępca proboszcza w Buttigliera dAsti, wykładowca etyki w Konwikcie i dyrektor Szpitalika, jaki powstaje przy schronisku. Co ksiądz wybiera?
- To, co ksiądz uzna za najodpowiedniejsze dla mnie.
- A nie czuje ksiądz skłonności do tego czy innego miejsca?
- Chciałbym zajmować się młodzieżą. Ksiądz o tym wie, proszę więc zdecydować, jak ksiądz uważa. W radzie księdza będę widział wolę Bożą.
- A co ma ksiądz na myśli? Jak to ksiądz widzi? 
- Wydaje mi się, jakbym był wśród tłumu chłopców, proszących mnie o pomoc.
- W takim razie niech ksiądz jedzie na parę tygodni na urlop, a po powrocie powiem księdzu, dokąd ma jechać.
Minęło parę tygodni od mojego powrotu, a ks. Cafasso nie wracał do tej rozmowy, ja również nie.
- Dlaczego ksiądz nie pyta mnie, dokąd ma pojechać?
- Ponieważ chcę wypełnić wolę Bożą wtedy i w taki sposób, jaki ksiądz mi wskaże. Nie chcę o tym decydować.
- Niech ksiądz spakuje walizki i jedzie do ks. Borela do Schroniska. Będzie ksiądz dyrektorem Szpitalika św. Filomeny oraz będzie ksiądz pracował w schronisku. Bóg wskaże tymczasem księdzu, co trzeba zrobić dla młodzieży.

„Ale gdzie zabrać moich chłopców?”
Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że decyzja ta kłóciła się z moimi inklinacjami. Miałem objąć kierownictwo Szpitalika oraz głosić kazania i spowiadać w Instytucie, w którym przebywało czterysta dziewcząt. Jak znaleźć czas dla Oratorium? Ale taka była wola Boga i przyszłość miała to wykazać.

Od pierwszego spotkania z ks. Borelem widziałem w nim świątobliwego kapłana, wzór do podziwiania i naśladowania. Za każdym razem, gdy z nim przestawałem, dawał mi on doskonałą lekcję życia kapłańskiego. Udzielał dobrych rad, a zarazem potrafił zapalić do pracy dla Boga.

W ciągu trzech lat, jakie spędziłem w Konwikcie, wiele razy zapraszał mnie, bym głosił kazanie czy spowiadał w Schronisku, gdzie spełniał rolę wzorowego kapłana. Pole mojej przyszłej pracy było mi więc nie tylko znane, ale i bliskie.

Wielekroć rozmawiałem z nim o tym, jak można by ulepszyć moją pracę w więzieniach (gdzie i on prowadził duszpasterską działalność) i o tym, co decyduje o skuteczności pracy wśród młodzieży. Problem osamotnionej i zagrożonej młodzieży coraz bardzie nurtował księży turyńskich.

Jak miałem postępować w nowej sytuacji, w jakiej się znalazłem. Gdzie zbierać moich chłopców?

Przez jakiś czas - powiedział mi ks. Borel - jako miejsce spotkań z chłopcami, którzy przychodzili do kościoła św. Franciszka z Asyżu, może służyć wyznaczony księdzu pokój. A kiedy zostanie oddany do użytku nowy budynek dla księży, obok szpitala, zastanowimy się nad jakimś lepszym rozwiązaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz