13. Odchodzą księża i chłopcy

Podarta gazeta
W następną niedzielę, o drugiej po południu, stałem na podwórku z chłopcami. Jeden z nich, stojący koło mnie, czytał gazetę Harmonia, gdy nadeszli księża, którzy pomagali mi w pracy z młodzieżą. Spojrzałem na nich i oniemiałem: na piersi mieli kokardy i medale, a w ręku trójkolorowy sztandar i trzymali antyklerykalną gazetę Opinia.
Jeden z nich, którego bardzo ceniłem za inteligencję i zaangażowanie w pracy z młodzieżą, podszedł do mnie i wskazując tego, który trzymał w ręku Harmonię, powiedział ostrym tonem:
- To wstyd! Czas już skończyć z tą nostalgiczną szmirą!
I z tymi słowy, wyrwał mu z ręki gazetę, podarł ją na strzępy, cisnął na ziemię, napluł na nią i podeptał. Dawszy w ten sposób upust swemu politycznemu gniewowi, odwrócił się do mnie i, wymachując mi przed nosem Opinią, stwierdził: To jest dobra gazeta, którą powinni czytać wszyscy prawdziwi i uczciwi obywatele. 
Stałem jak osłupiały z wrażenia wobec słów i takiego zachowania, ale nie chcąc jeszcze powiększać skandalu wobec chłopców i to w miejscu, gdzie powinno się im dawać tylko dobry przykład, poprosiłem jego i jego kolegów, by odłożyli te tematy na później, gdy zostaniemy sami i nie w publicznym miejscu.
- Nie - odpowiedział. - Już nie będzie więcej prywatnych sekretów. Wszystko należy mówić i robić jawnie.

Masowa ucieczka
W tym momencie dzwonek wezwał wszystkich do kościoła. Jeden z tych księży przemówił, bo było to zaplanowane, do młodzieży, ale były to złe słowa, o wolności, wyzwoleniu i niepodległości.
Czekałem niecierpliwie w zakrystii, aż będę mógł zabrać głos i położyć kres temu rozgardiaszowi, ale kaznodzieja, zakończywszy przemowę, udzielił błogosławieństwa, a zaraz potem wezwał księży i chłopców, by szli za nim. Śpiewając pełną piersią hymny narodowe i powiewając energicznie sztandarem, poszli aż na Górę Kapucynów. Tam złożyli uroczystą obietnicę, że wrócą do Oratorium dopiero wtedy, gdy przygotuje się im „narodowe” przyjęcie.
Wszystko to potoczyło się tak prędko, że nie zdążyłem odezwać się ani słowem, ale nie ogarnął mnie strach. Wiedziałem, jakie są moje powinności. Powiedziałem księżom, że surowo zabraniam im wracać do Oratorium. Jeżeli zaś chodzi o chłopców, to ci, którzy chcieliby wrócić, mieli przyjść do mnie pojedynczo na rozmowę.
Sprawa zakończyła się dobrze. Żaden z księży nie ośmielił się wrócić, zaś chłopcy przeprosili mnie, przyznali, że oszukano ich i przyrzekli posłuszeństwo i dyscyplinę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz