Droga Krzyżowa z ks. Bosko (dla kapłanów, zakonników)

1. Pan Jezus skazany na śmierć

Chryste, niepokalany Baranku, jedyny czysty człowieku na tym świecie, zostałeś skazany na śmierć, jako burzyciel porządku publicznego, zwodziciel ludu i oszust podający się za Boga. Zwycięża nienawiść, bezprawie, egoizm i brudny własny interes. Bóg Zbawiciel  pada ofiarą ludzkiej przewrotności. Spotyka Go wyrok śmierci za Jego bezgraniczną miłość, za ofiarowane człowiekowi życie wieczne.

Jestem kapłanem... zakonnikiem... Znajduję się na tej samej drodze, co mój Boski Mistrz. Za moją pracę i poświęcenie nie mogę oczekiwać wdzięczności i uznania od innych... I we mnie uderzą niesprawiedliwe sądy, oskarżenia, potępienia. Boże, chcę za Twoim przykładem przyjąć je spokojnie, świadom, że nie może być uczeń nad Mistrza.

Błagam Cię, mój Panie, abym nigdy nie wydawał o nikim sądów krzywdzących, sprawiających cierpienie... abym nikogo nie sądził... o nikim źle nie mówił...

2. Pan Jezus bierze krzyż na swe ramiona 

Chryste, świadomie wybrałeś krzyż, jako narzędzie zbawienia człowieka. W ciągu trzech lat publicznego nauczania głosiłeś Ewangelię, ustanowiłeś sakramenty, ukazałeś drogę do Boga. Te wszystkie Boże poczynania nabierają pełnego znaczenia dopiero w świetle krzyża, który bierzesz na swe ramiona. Bez niego nawet Twoje Boskie Słowo nie wstrząśnie grzesznikiem, nawet sakramenty są bezsilne. Twa dotychczasowa miłość mogłaby nie przekonać człowieka. Dopiero krzyż, dźwigany na drodze kalwaryjskiej i śmierć na szczycie Golgoty, nawróci świat i otworzy bramy niebios.

Jestem powołany do współpracy z Chrystusem w dziele uświęcania ludzi i zbawiania ich dusz. Mam ocalić tysiące młodych serc od zgorszenia, utraty wiary, od zbłąkania na manowcach życia. Abym mógł tego dokonać, nie wystarczy formalny akt przyjęcia święceń i złożenia ślubów zakonnych. Moje życie, postępowanie i działanie musi być wtopione w cierpienie... musi nim oddychać... wzmacniać się nim... i chlubić się z niego...

A ja się tak lękam cierpienia... tak od niego uciekam... W Tobie, mój Panie, jedyna nadzieja!

3. Pan Jezus upada po raz pierwszy pod krzyżem

Chryste, upadasz pod straszliwym ciężarem krzyża, albowiem przytłaczają Cię zbrodnie całego świata i całej ludzkości. Upadasz, ale natychmiast wstajesz, bo każdy upadek powinien być okazją do głębokiej refleksji nad sobą, bodźcem do poderwania się ku lepszemu.

Życie konsekrowane, śluby zakonne nie chronią mnie same przez się od niewierności Bogu i od grzechu. Bez modlitwy i czuwania, bez ducha żywej wiary i praktykowania życia wewnętrznego kapłan czy zakonnik może upaść i upada bardzo łatwo. Za każdym razem, gdy przystępuję do konfesjonału, mam pełną świadomość mej ludzkiej nędzy. Boże, przeraża mnie ta moja słabość. Ale patrzę na Ciebie, Zbawicielu: wstajesz i znowu wykonujesz wolę Ojca. Pozwól mi po każdym upadku szybko i skutecznie zrywać więzy ze złem, za grzechy serdecznie żałować i pozostawać wiernym mym przyrzeczeniom poprawy.

4. Pan Jezus spotyka Matkę swą Najświętszą

Chryste, i Ty potrzebowałeś spojrzenia i serca Matki na swej drodze bolesnej. Ona jedna mogła złagodzić Twoje poczucie samotności i opuszczenia. Ona potrafiła wlać w Twe znękane serce pociechę i nadzieję. Jej miłość umocniła Cię w tej godzinie cierpienia i beznadziei.

Jakżeż Ci mam dzisiaj dziękować, mój Zbawicielu, że nie zostawiłeś nas, biednych ludzi bez opieki swej Matki. Przekazałeś nam Ją na krzyżu, aby stała się Wspomożeniem Wiernych i Królową Apostołów. I Ona właśnie jest moją Mistrzynią od początku otrzymanego od Niej powołania. W Niej pokładam całą moją ufność, Jej zawierzam bez reszty swe życie kapłańskie i zakonne.

Ukochana Wspomożycielko! Nie opuszczaj mnie, zwłaszcza w godzinach próby, gdy mi przyjdzie dźwigać dokuczliwy krzyż. Spraw, abym go pokochał, chętnie go niósł na co dzień, i w nim widział potwierdzenie Bożego wybrania. I abym w Twoim Sercu czerpał siłę i spokój wewnętrzny.

5. Szymon Cyrenejczyk pomaga dźwigać krzyż Panu Jezusowi

Chryste, nie mogłeś obyć się bez pomocy człowieka w dźwiganiu swego krzyża, bo ciężar jednego człowieka rzadko jest tylko jego osobistą sprawą. Istnieje ostatecznie tylko jeden krzyż - ten Twój. I wszyscy uczestniczymy w jego dźwiganiu. Patrzę na Szymona Cyrenejczyka, jak stara Ci się ulżyć. I myślę, czy on zrozumiał, że w swoich dłoniach niesie swoje wieczne zbawienie? I że więcej w tej chwili otrzymał, niż ze siebie dał?

Wokoło mnie tłum ludzi, a każdy zmaga się ze swoim krzyżem. Widzę moich współbraci, uczniów, bliskich i znajomych, jak idą często smutni, bezradni. Tak bardzo czekają na mnie, bym im ulżył, pomógł udźwignąć ten ciężar straszliwych problemów, wobec których są bezsilni. Ale jakżeż często udaję, że ich nie widzę, nie słyszę, przechodzę obojętnie, zbywam formalnym gestem lub pustym słowem. A przecież ja mam być owym miłosiernym Cyrenejczykiem z tytułu mego powołania kapłańskiego-zakonnego! Zapominam, że pomagając innym, daję tak niewiele, a otrzymuję w zamian za to samego Boga i całą wieczność.

6. Św. Weronika ociera twarz Panu Jezusowi

Chryste, przewrotność ludzka włożyła ci na ramiona drzewo hańby i odbiła się na Twej Boskiej twarzy śladami krwi, plwocin, błota i potu. Bo każdy grzech pada cieniem na duszę ludzką i zasłania Twe Oblicze. Wśród tłumów spoglądających na Twój bolesny pochód wzdłuż uliczek Jeruzalem, było wielu dobrych i współczujących. Między nimi pobożna niewiasta, św. Weronika. Nie była w stanie zmienić wyroku śmierci wydanego na Ciebie przez wielkich tego świata, nie mogła zatrzymać tego wstrząsającego orszaku. Ale nagle zrozumiała, że przez drobny, prawie nic nie znaczący czyn, może Ci ulżyć. Podbiegła więc i otarła twarz ze śladów nienawiści, szyderstwa i zmęczenia.

Jakżeż często czujemy się bezsilni wobec wydarzeń w życiu innych ludzi lub spraw o charakterze ogólnym. Wydaje się, że nic tu nie można zrobić, aby zmienić bieg rzeczy. I wtedy jedno gorące słowo, jeden gest współczucia, jeden uśmiech przesłany ze serca zmienia atmosferę otoczenia, dźwiga ludzi duchowo i umacnia ich.

Boże, spraw, abym zrozumiał, że nie ma drobnych, nic nie znaczących spraw w stosunku do innych ludzi, i to tak w zakresie dobre jak i zła. Nie ma drobnych rzeczy ani w moim dążeniu do doskonałości, ani w moich kontaktach z otoczenie. Daj mi umiejętność doceniania drobiazgów.

7. Pan Jezus upada pod krzyżem po raz drugi

Chryste, widzę, że może być ciężar ponad ludzkie siły. Twój drugi upadek to potwierdza. Zaczynam rozumieć, że to Twoje cierpienie jest aktem zadośćuczynienia za upadki tych wszystkich, którzy zadufani w sobie, licząc tylko na własne możliwości, potykają się na drodze życia, padają pod naporem pokus i własnej lekkomyślności.

Na to niebezpieczeństwo jestem i ja narażony w ogromnym stopniu. Zbyt bliskie i częste przestawanie z Tobą może wywołać we mnie postawę zbytniej pewności siebie. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że mimo codziennych pomocy duchowych, specjalnych warunków, stworzonych mi przez Zgromadzenie, raz po raz ulegam ciężkim i groźnym w następstwa grzechom? Bo przestaję liczyć na Twą miłosierną łaskę, sądząc, że wystarczy tu mój stan człowieka konsekrowanego, a może doświadczenie, a może moje lata, może mądrość i dyplomy. "Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie"...

8. Pan Jezus pociesza płaczące niewiasty

Chryste, czyżby wyrazy współczucia, ujawniające się w gorzkich łzach płynących z oczu szlachetnych niewiast, były Ci niepotrzebne? Mówisz bowiem: "Nie płaczcie nade mną; płaczcie raczej nad sobą i nad dziećmi waszymi" (J 23, 27). Te łzy na pewno radowały Twoje Boskie Serce, bo każdy objaw ludzkiej dobroci musi przynosić pociechę cierpiącym. Ty jednak nawet na Drodze Kalwaryjskiej myślisz o dobru drugiego człowieka, o dobru nas wszystkich. Te świątobliwe kobiety wiedziały, że przyczyną Twoich strasznych cierpień są także ich grzechy i grzechy ich dzieci i najbliższych. Wiec prowadzisz je ku głębszej refleksji, by ich odruch współczucia nie ograniczył się tylko do zewnętrznego szlochu, ale by zrozumiały sens Twojej męki i wyciągnęły z tego wnioski pożyteczne dla ich uświęcenia. Dlatego mówisz: "Płaczcie nad sobą i nad dziećmi waszymi".

Czy moje rozważanie Twoich cierpień na Drodze Krzyżowej prowadzi do takich właśnie wniosków? Czy zdaję sobie sprawę, że to właśnie ja jestem przyczyną Twojego pohańbienia i ostatecznego poniżenia? Ja, "naczynie wybrane"... ja, nazwany przez Ciebie "przyjacielem a nie sługą"... ja, przewidziany w Twych zamysłach na apostoła, nauczyciela wiary i przywódcę dusz dążących do świętości? Panie, otwórz mi oczy na prawdę mego powołania... tchnij w serce moc Twej łaski, bym odtąd często "płakał nad sobą" i nad grzechami tych, za których jestem wobec Ciebie odpowiedzialny.

9. Pan Jezus upada pod krzyżem po raz trzeci

Chryste, już trzeci raz osuwasz się bez sił na ziemię, przygnieciony ciężarem krzyża. Upadasz aż tyle razy, bo i liczba ludzkich przestępstw i zbrodni jest wprost nieskończona. Za wszystkie chcesz odpokutować... A zwłaszcza za te ciężkie i często powtarzające się... za grzechy nałogowe... za grzechy, z którymi człowiek się pogodził... przywykł do nich i nie chce z nimi zerwać... które stały się jego oddechem i codzienną strawą... które niszczą jego istotę duchową i prowadzą ku katastrofie...

Z przerażeniem myślę, czy na tej stacji Drogi Krzyżowej nie cierpisz i za mnie? Może i ja, mimo protestów sumienia, napomnień przełożonych, przepisów Konstytucji zakonnych nie mam siły zerwać z grzechem, który mnie opanował bez reszty, któremu już się nie opieram... za którym świadomie wzdycham i do niego dążę? A jeśli to zło jeszcze nie zakorzeniło się w duszy, to może bez trudu przecieram ścieżki ku niemu przez swą lekkomyślność i przygotowuję fundament pod jego zaistnienie? Boże, jakiś to wstrząsający widok: kapłan-zakonnik, apostoł młodzieży w szponach nałogowego grzechu?!

Zbawicielu mój, broń mnie od tego łaska Twego trzeciego upadku.

10. Pan Jezus z szat obnażony

Chryste, pozwalasz ogołocić się ze wszystkiego... nawet z ostatniej sukni, utkanej przez Twą Ukochaną Matkę... Bo kto całkowicie oddaje się na służbę Bogu, nie może dać się spętać w jarzmo materii, dobrobytu, wygody i szukania przyjemności. Musi być wolny! Dobra materialne, czasowe, nietrwałe i przemijające, nie mogą skrępować człowieka Bożego w pełnieniu jego posłannictwa dla chwały Boga i zbawienia bliźnich. Śmierć i tak ogołoci wszystkich ze wszystkiego.

Boże mój, złożyłem świadomie ślub ubóstwa, by szukać tylko dóbr wiecznych i być całkiem swobodnym w rozwijaniu życia duchowego, w pełnieniu służby młodzieży i starszym, w szukaniu i zdobywaniu Królestwa Bożego. A cóż się dzieje w praktyce? Dlaczego rzeczy materialne i wszystko, co z nimi się wiąże, tak mnie obezwładniają na co dzień; tak wiele miejsca zajmują w myślach i zabiegach? Tak łatwo zwracam ku nim uczucia serca? O Boski Zbawicielu, przetnij swą łaską wszystkie więzy, które mnie okrutnie krępują w tym względzie, pozwól mi wyzwalać się z przewagi materii i daj mi szeroki oddech wolności synów Bożych! Niech widok Ciebie, ogołoconego z ostatniej szaty, utwierdza mnie w tych pragnieniach.

11. Pan Jezus przybity do krzyża

Chryste, bez słowa rozkładasz ręce na drzewie krzyża... Tryskają strumienie Krwi... skurcz bólu targa całym ciałem. Pozwalasz odebrać sobie nawet prawo do poruszania się. Ludzie bez serca krzyżują Ciebie, najlepszego Boga. Któż wypowie mękę tych godzin, gdy przybity żelaznymi gwoźdźmi konałeś powolnie dla naszego zbawienia. Miłość, objawiona w całkowitej ofierze i cierpieniu, nie może być kwestionowana. Twoja miłość ku nam jest bez wątpienia najczystsza i najdoskonalsza!

W chwili, gdy złożyłem śluby zakonne czy stałem się kapłanem, wyciągnąłem swoje ręce na krzyżu mego powołania i przybijają mnie tam do niego raz po raz... To moje ukrzyżowanie rozkłada się na długie lata, a jego ból, który przychodzi do mnie w różnej postaci, sączy się kropla po kropli... Czasem jest ich tak wiele, że odczuwam lęk przed ich wypiciem i zaczyna mi brakować sił! Nie łatwo żyć w postawie przybitego do krzyża swoich obowiązków życia konsekrowanego, a do tego zachować pokój ducha i pogodę serca. Proszę Cię, Panie, daj mi radosne milczenie, gdy rany krwawią, serce się szamoce, a wokoło głuchy mrok obojętności nawet tych najbliższych mi osób.

12. Pan Jezus umiera na krzyżu

Chryste, wołasz: "Wykonało się! Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego". Konasz na krzyżu po trzech długich godzinach najsroższych cierpień. Umierasz, Ty Bóg, Pan życia i śmierci! Umierasz, by złamać raz na zawsze moc śmierci. Odtąd stanie się ona bramą nowego życia, a nie jego wrogiem i aktem całkowitego zniszczenia. Nikt od śmierci nie ucieknie, ale dzięki Twej śmierci, nikt też odtąd nie będzie czuł się samotny w chwili konania. Umierasz z miłości do człowieka. Kto to potrafi zrozumieć? Czy jest możliwe odpłacić Ci się za miłość posuniętą aż do takich granic? Twoja śmierć i Twoja miłość jest gwarantem, że moje życie nie posuwa się ku nicości i nie ginie w ciemnej pustce, ale prowadzi w blask nieśmiertelnego szczęścia.

Panie mój! Wszystkie drogi mego ziemskiego żywota wiodą do niej. Każda czynność ma być aktem przygotowania się na spotkanie z Tobą. Jedynie dobre, święte życie zapewnia mi śmierć błogosławioną, bo Ty będziesz obecny przy mnie w tej decydującej chwili. Tylko miłość ku Tobie potrafi zmobilizować wszystkie moje siły duchowe, by żyjąc pełnią mej apostolskiej działalności, dla Ciebie umierać w każdym momencie, odrzucając ułudę tego świata. Chcę na wszystkie sprawy tej ziemi patrzeć w perspektywie mego z nią rozstania.

Dziękuję Ci, że za mnie umarłeś! Spraw, abym nie zmarnował owoców Twej śmierci!

13. Pan Jezus zdjęty z krzyża

Chryste, Najświętsza Maryja bierze w swe drżące od bolesnego przerażenia ręce Twe martwe ciało zdjęte z krzyża i oblewa Je matczynymi łzami... Swoją boleścią dopełnia zbawienia świata. "A duszę Twoją przeniknie miecz...". Matka Jezusowa stała na Golgocie do końca. Nie mogła opuścić swego Boskiego Syna. Jej miejsce przy dziecku w godzinach najsroższej próby.

Matko moja najlepsza! Boję się śmierci, ale ufam, że kiedy Ty staniesz przy mnie w chwili konania, uprosisz mi łaskę odpuszczenia grzechów, natchniesz mnie spokojem i pogodzeniem się z wolą Bożą. Wołam do Ciebie codziennie: "módl się za nami teraz i w godzinę śmierci naszej". O Maryjo, nie opuszczaj mnie, ale bądź mi, biednemu grzesznikowi, Matką miłosierdzia, życiem, słodyczą i nadzieją moją.

14. Pan Jezus złożony w grobie

Chryste, dobiega kresu Twa ziemska pielgrzymka. Zamknęła się śmiercią i grobem. Jak w życiu każdego człowieka. Musiałeś przejść przez konanie i ciemny grób, by rozbłysnąć blaskiem Niedzieli Zmartwychwstania i triumfalnym Alleluja obwieścić światu i wszystkim pokoleniom swoje i nasze zwycięstwo nad śmiercią, piekłem i szatanem. Twoja przegrana była pozorna, jak pozorna jest klęska człowieka, który głęboko wierzy w Ciebie. Ostateczne zwycięstwo zawsze należy do Ciebie, Boga! Tylko trzy dni smutku, żałoby i zwątpień! A potem nieustanna radość!

Panie, próbuję postępować Twoimi śladami na tej dolinie łez. Moim udziałem jest trud, praca, cierpienie, klęski i chwilowe przegrane, ale jestem pełen nadziei w zwycięstwo dzięki Twojemu Zmartwychwstaniu. "Kto we mnie wierzy, choćby umarł, żyć będzie". Nie zapominam o tych słowach nigdy. Czekam, bo Cię kocham... czekam na promienny świt Wielkiejnocy! Przyjdź, Panie Jezu!

za: Ks. Stefan Pruś SDB, Wspólnota salezjańska na modlitwie, Łódź 1985.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz