21. Głupi spiskowcy "Pod Złotym Sercem"

Zatrute wino
Wydawało się, jakby istniał przeciw mnie jakiś spisek uknuty przez protestantów lub przez masonerię. Opowiem pokrótce inne zdarzenia.
Któregoś wieczoru, podczas lekcji, przyszło do mnie dwóch mężczyzn z pilnym wezwaniem: w winiarni Pod Złotym Sercem jest umierający. Udałem się tam natychmiast, ale poprosiłem kilku starszych chłopców, by poszli ze mną.
- Nie warto trudzić wychowanków księdza - odpowiedzieli mi mężczyźni. - My księdza zaprowadzimy do chorego, a potem odprowadzimy do domu, a chory prawdopodobnie nie byłby zadowolony z obecności obcych.
- Nie martwcie się o to - odrzekłem. - Przejdą się przy okazji i zostaną na schodach, podczas gdy ja będę spowiadał chorego.
Gdy doszliśmy do domu, w którym była winiarnia, powiedzieli mi:
- Niech ksiądz wejdzie na chwilę i odpocznie, a my tymczasem uprzedzimy chorego o przybyciu księdza.
Zaprowadzili mnie do sali na parterze, gdzie spora kompania, już po kolacji, jadła kasztany. Przyjęli mnie gestami i słowami podziwu i zaprosili na kasztany. Odmówiłem, mówiąc, że jestem dopiero co po kolacji. 
- No to niech ksiądz wypije przynajmniej z nami kieliszek wina - nalegali. - Spodoba się księdzu, jest z rejonu Asti.
- Dziękuję, ale nie mogę. Nigdy nie piję poza posiłkami, bo to mi szkodzi.
- Łyczek jeszcze nikomu nie zaszkodził.

„Musi ksiądz wypić, po dobroci lub siłą”
Nalewali wszystkim, ale gdy przyszła kolej na mnie, jeden poszedł po inną butelkę. Było oczywiste, że coś knują, ale wziąłem kieliszek, powiedziałem: na zdrowie, po czym, zamiast wypić, odstawiłem go na stół.
- Niech ksiądz tego nie robi, będzie nam przykro, - rzekł jeden.
- To zniewaga - dodał inny. - Nie może ksiądz odmówić.
- Aleja nie mam ochoty pić.
- Musi ksiądz wypić za wszelką cenę.
I to powiedziawszy, chwycił mnie za lewą rękę, a drugi za prawą.
- Nie możemy tolerować takiej zniewagi. Musi ksiądz wypić, po dobroci lub siłą.
- Jeżeli tak koniecznie chcecie, żebym wypił, puśćcie mi przynajmniej ręce. A ponieważ nie mogę pić, dam to wino jednemu z chłopców, który wypije zamiast mnie.
Mówiąc te słowa, dałem porządnego susa w stronę drzwi, otworzyłem je i poprosiłem moich chłopców do środka.
- Nie trzeba. Pójdziemy uprzedzić chorego. Ale niech ksiądz powie tym młodzieńcom, żeby zaczekali na schodach.
Oczywiście nie oddałbym tego kieliszka żadnemu z chłopców, ale odegrałem całą komedię, żeby nie dać w siebie wmusić tego zatrutego wina.
Zaprowadzono mnie potem na piętro, gdzie zobaczyłem leżącego w łóżku nie chorego, a tego samego łotra, który po mnie przyszedł. Wysłuchawszy moich pytań, wybuchnął głośnym śmiechem i powiedział:
- Wyspowiadam się jutro rano.
Wróciliśmy do domu.
Pewna znajoma osoba przeprowadziła małe śledztwo w tej sprawie i powiedziała mi, że ci ludzie mieli dostać od jakiegoś człowieka dobrą kolację, o ile zmuszą mnie do wypicia wina, jakie dla mnie przygotował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz