11. Biała magia

Paliłem moje "arcydzieła"
Dni moje upływały na nauce i spotkaniach z przyjaciółmi.
Największą przyjemnością był dla mnie teatr, wspólny śpiew i granie na instrumentach.
Miałem bardzo dobrą pamięć. Mogłem recytować bez zająknięcia obszerne fragmenty prozaików i poetów klasycznych. Dantego, Petrarkę, Tassa, Patriniego, Montiego i innych poetów znałem tak dobrze, że ich utwory miałem opanowane w najwyższym stopniu, mogłem nimi operować, jakby były moje własne. Dlatego też było mi łatwo improwizować wiersze na jakikolwiek temat.
W przygotowywanym przez nas przedstawieniu zawsze byłem gotów wystąpić ze śpiewem, grą na instrumencie czy z improwizacjami poetyckimi. Moje utwory, uważane za arcydzieła, były w rzeczywistości tylko fragmentami z dzieł sławnych poetów, zaadaptowanymi do różnych okoliczności. Z tej przyczyny nigdy nie pożyczałem „moich” poezji innym, a jeśli przypadkiem je zapisywałem, to natychmiast potem paliłem.

Wracają sztuczki
W tym okresie nauczyłem się wielu nowych gier i zabaw: w karty, w taroki, w kule, w kamyki, nabrałem nowych umiejętności w skokach, a nawet biegach na szczudłach. Nie we wszystkim wiodłem prym, ale w każdym bądź razie radziłem sobie nieźle.
Niektórych gier, jak już wspomniałem, nauczyłem się wcześniej na łąkach Morialdo. Ale tam stawiałem dopiero pierwsze kroki, tu zaś byłem już mistrzem. A że te gry były mało znane, wydawały się wręcz niesamowite.
Sztuczki iluzjonistyczne prezentowałem publicznie i prywatnie. Ileż było przy tym zdumienia ze strony widzów! „Wyczarowywane” z pudełeczka dziesiątki większych od pudełeczka kuleczek czy dziesiątki jajek wyjmowane z mikroskopijnego woreczka zapierały dech w piersiach widzów.
Jeszcze większe wrażenie robiły inne sztuczki, kiedy to „zbierałem” kulki z czubka nosa któregoś widza czy zgadywałem, ile kto ma pieniędzy w portfelu. Pod dotykiem moich palców metalowe monety zamieniały się w proszek. Kazałem zaproszonym na „estradę” widzom patrzeć na publiczność i zamiast ludzi widzieli straszne zwierzęta lub ludzi bez głowy.
Te ostatnie sztuki doprowadziły co poniektórych do takiego szoku, że zaczęli podejrzewać, iż jestem czarodziejem i działam w zmowie z diabłem.

Żywy kogucik Tomasza Cumino
Jedną z osób, na których łatwo było wywrzeć piorunujące wrażenie, był mój nowy gospodarz, Tomasz Cumino. Był gorącym chrześcijaninem, ale odznaczał się dużą łatwowiernością. A że lubił żarty, wykorzystywałem to, by płatać mu różne psoty.
W dzień swych urodzin przygotował dla lokatorów kurczaka w galarecie. Przyniósł go na stół w rondlu, ale kiedy zdjął pokrywę, wyskoczył żywy kogucik, który strasznie przerażony zaczął piać i latać po całym pokoju.
Innym razem Cumino przygotował garnek spaghetti, ale kiedy wziął się do odcedzania, na durszlak wysypały się suchutkie otręby. Wiele razy zdarzyło się, że choć napełniał butelkę winem, w kieliszkach znajdował czystą wodę, zaś kiedy chciał się właśnie napić wody, kieliszek był pełen wina. Innymi żartami, które dość często stosowałem, były owoce zamieniane w kromki chleba, monety przekształcane w kawałki zardzewiałej blachy, kapelusz przemieniony w szlafmycę, czy wreszcie orzechy w żwir.
W pewnym momencie biedny pan Tomasz zaczął się bać. Myślał sobie:
- Ludzie nie mogą robić czegoś takiego, Bóg nie traci czasu na podobne głupstwa, więc za tym musi się kryć diabeł.
Nie mając odwagi porozmawiać z kimś o tej sprawie, zwierzył się ze swych wątpliwości mieszkającemu niedaleko ks. Bertinetti, który uznał moje sztuczki za „białą magię”. Poinformował o całej sprawie inspektora szkolnego, kanonika Burzio, prałata katedry.
Ksiądz Burzio był człowiekiem bardzo wykształconym i roztropnym, więc nic nikomu nie mówiąc, wezwał mnie do siebie na rozmowę.

„Albo ty służysz diabłu, albo diabeł służy tobie”
Przyszedłem do jego biura w chwili, gdy odmawiał brewiarz. Spojrzał na mnie z uśmiechem i dał znak, bym chwilkę zaczekał. Gdy skończył, zaprowadził mnie do drugiego biura. Uprzejmie, ale z surowym wyrazy twarzy zaczął śledztwo.
- Mój drogi, jestem bardzo zadowolony z twoich wyników w nauce i z twojego sprawowania, ale opowiadają o tobie takie rzeczy, że... Powiedziano mi, że odczytujesz myśli innych ludzi, zgadujesz, ile kto ma pieniędzy w kieszeni, zamieniasz białe w czarne, znasz rzeczy odległe... Wielu mówi o tobie, a niektórzy podejrzewają, że znasz magię i że jesteś w zmowie z diabłem. Musisz mi szczerze odpowiedzieć: kto cię nauczył tych rzeczy? I gdzie się ich nauczyłeś? To, co mi powiesz, pozostanie naszą wspólną tajemnicą. Daję ci słowo, że wykorzystam to tylko dla twojego dobra.
Bynajmniej nie zmieszany, poprosiłem o pięć minut na odpowiedź i zapytałem o godzinę. Ksiądz włożył rękę do kieszeni, ale zegarka w niej nie znalazł.
- Jeśli ksiądz nie ma zegarka - powiedziałem - to proszę przynajmniej dać mi monetę pięciosoldową.
Pogrzebawszy w kieszeni, stwierdził, że nie ma także portmonetki. Zdenerwował się wówczas i podniósł głos:
- Hultaju! Albo ty służysz diabłu, albo diabeł służy tobie. Zdążyłeś już mi ukraść zegarek i portmonetkę. Jestem zmuszony złożyć na ciebie doniesienie i ciesz się, że nie potraktuję cię kijem!
Widząc jednakże, że nie straciłem spokoju i uśmiecham się, opanował się i ciągnął dalej już spokojniejszym tonem:
- Rozważmy rzeczy spokojnie. Wytłumacz mi tę tajemnicę. Jak to jest możliwe, że zegarek i portmonetka zniknęły z mojej kieszeni tak, że tego nie zauważyłem? No i gdzie są?
Odpowiedziałem z szacunkiem:
- Księże prałacie, wytłumaczę wszystko w paru słowach. To tylko kwestia zwinności i zręcznie przygotowanych sztuczek.
- A cóż mają wspólnego sztuczki z moim zegarkiem i portmonetką?
- Zaraz księdzu wytłumaczę. Kiedy szedłem tutaj, ksiądz dawał właśnie jakiemuś ubogiemu jałmużnę, a potem położył ksiądz portmonetkę na klęczniku. Kiedy przechodziliśmy do drugiego biura, zostawił ksiądz na stole zegarek. Paroma zręcznymi ruchami ukryłem obie rzeczy pod tym abażurem.
Mówiąc to, podniosłem abażur i wyjąłem oba przedmioty, które prałat uznał za skradzione przez diabła. Ksiądz wybuchnął śmiechem, co trwało dość długo. Zażyczył sobie, żebym mu pokazał jeszcze inne sztuczki, w których znikały i na nowo pojawiały się różne przedmioty. Bardzo go one rozśmieszyły, dał mi mały prezencik i zakończył słowami:
- Powiedz swym przyjaciołom, że zdumienie jest dzieckiem niewiedzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz