3. Kiedy umarła nadzieja

Nauka i motyka
Zimą na wsi prawie w ogóle nie było pracy, więc Antoni pozwalał, bym uczył się, ile chcę.
Gdy nadeszła wiosna, zaczął się jednak skarżyć. Mówił, że on musi się zaharowywać, podczas gdy ja żyję jak paniczyk. Nastąpiły spory między nim a mną i mamą, zakończone kompromisową decyzją, że do szkoły będę chodził wcześnie rano, aby przez resztę dnia móc pomagać w polu.

Ale co począć z przygotowywaniem lekcji i tłumaczeń? Poradziłem sobie tak. Starałem się uczyć idąc do szkoły i wracając do domu. Po powrocie do jednej ręki brałem motykę, do drugiej - podręcznik gramatyki. W drodze na pole powtarzałem zaimki i czasowniki. Doszedłszy do miejsca pracy, z melancholią odkładałem gramatykę w bezpieczne miejsce i wraz z innymi zabierałem się do kopania, gracowania i pielenia.

Gdy zbliżał się czas na posiłek, usuwałem się na bok i, z bułką w jednej ręce i gramatyką w drugiej, uczyłem się. To samo robiłem, wracając do domu. Czas na obiad czy na kolację, jakieś pół godzinki późnym wieczorem, były jedynymi momentami, które mogłem swobodnie poświęcić na odrabianie prac pisemnych. Pomimo takiej pracy i takiej dobrej woli, Antoni nie był zadowolony. Pewnego dnia zdecydowanym tonem zwrócił się do matki i brata Józefa:
- Czas już skończyć z tą gramatyką. Ja urosłem duży i potężny, a nigdy nie potrzebowałem książek.
W odruchu bólu i gniewu odpowiedziałem:
- Nasz osioł też nigdy nie chodził do szkoły, a jest potężniejszy od ciebie.
Antoni wściekł się na te słowa, a ja, chcąc uniknąć razów i policzków, musiałem uciekać.

Parę szczęśliwych dni
Mama nie wiedziała co robić, ja płakałem. Ksiądz Calosso, dowiedziawszy się o moich kłopotach w domu, wezwał mnie do siebie i powiedział:
- Janku, obdarzyłeś mnie wielkim zaufaniem i nie chcę, byś się rozczarował. Zostaw tego gwałtownego brata i zamieszkaj ze mną.

Powtórzyłem zaraz tę propozycję mamie, a ona bardzo się ucieszyła. W kwietniu przeniosłem się właściwie do kapelana, a do domu wracałem na noc.

Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie mojej radości. Ksiądz Calosso stał się moim bożyszczem. Kochałem go jak ojca, modliłem się za niego, pomagałem mu chętnie w czym tylko mogłem. Uczyniłbym dla niego najbardziej fantastyczne rzeczy, a gdyby było potrzeba, oddałbym swe życie.

Pod jego przewodnictwem czyniłem większe postępy w jeden dzień niż w domu w ciągu tygodnia. Ten Boży człowiek naprawdę mnie kochał. Wiele razy powtarzał mi:
- Nie martw się o przyszłość. Dopóki ja żyję, niczego ci nie zabraknie, a jak umrę, zabezpieczę cię.

Ksiądz Calosso odchodzi
Wszystko układało się pomyślnie. Byłem całkowicie szczęśliwy, gdy tragedia odebrała mi wszelką nadzieję. Pewnego kwietniowego ranka(7) ks. Calosso posłał mnie do rodziny z jakąś sprawą. Ledwo zdążyłem wejść do domu, gdy ktoś przybiegł, by zawiadomić mnie, że mam natychmiast wracać. Ksiądz Calosso miał atak apopleksji i chciał ze mną mówić.

Nie biegłem, ale leciałem. Mój najdroższy ksiądz leżał w łóżku i nie mógł już mówić, ale poznał mnie, dał mi kluczyk od szuflady, w której były pieniądze, i na migi pokazał mi, że mam je wziąć dla siebie.

Odszedł z Bogiem, po dwóch godzinach agonii, a wraz z nim umarły wszelkie moje nadzieje. Dopóki będę żył, codziennie rano, jak to zawsze czynię, będę się modlił za mojego wielkiego dobroczyńcę.

Gdy przybyli jego spadkobiercy, przekazałem im kluczyk i wszystkie inne rzeczy. 


(7) Z zachowanych w probostwie dokumentów wynika, że ks. Jan Melchior Calosso zamieszkał w Morialdo we wrześniu 1829 r. i umarł w wieku siedemdziesięciu lat w listopadzie 1839 r., a zatem nie w kwietniu. Pamięć ks. Bosko, podobnie jak kamera, doskonale rejestrowała zdarzenia i szczegóły, ale myliła się czasami, gdy chodziło o ustalenie miesiąca czy roku.

Z badań Eugeniusza Valentiniego wynika jasno, że Janek Bosko spotkał ks. Calosso podczas kazań w Buttigliera w 1829 r., a więc krótko po tym, jak przez dwa lata pracował w majątku Moglii jako pastuszek. Na temat tych dwóch lat, szczegółowo zapamiętanych przez członków rodziny Moglii, ks. Bosko zachowuje niewytłumaczalne milczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz