2. Pożegnanie mamy Małgorzaty

„To nie strój zdobi”
30 października miałem już być w seminarium.
Mój skromny ekwipunek był już gotowy. Rodzina się cieszyła, a ja jeszcze bardziej. Tylko matka spoglądała na mnie często w głębokim zamyśleniu. Chciała coś mi powiedzieć i czekała na sposobną chwilę.
W wieczór przed wyjazdem wzięła mnie na bok i powiedziała mi te oto głębokie słowa:
- Janku, przywdziałeś strój kapłański. Cieszę się z tego tak, jak tylko matka może się cieszyć, że jej syn jest na dobrej drodze. Pamiętaj jednak, że to nie szata zdobi, a cnota. Gdyby któregoś dnia naszły cię wątpliwości co do twego powołania nie okrywaj tej szaty hańbą. Zdejmij ją natychmiast. Wolę mieć syna ubogiego chłopa niż zaniedbującego swe obowiązki księdza. Kiedy urodziłeś się, poświęciłam cię Matce Boskiej, a kiedy zacząłeś naukę, poleciłam ci zawsze kochać naszą Matkę. Teraz polecam ci, byś oddał Jej się cały. Kochaj tych kolegów, którzy Ją kochają. A jeśli zostaniesz księdzem, rozkrzewiaj wokół siebie miłość do Niej.
Po wypowiedzeniu tych słów głęboko się wzruszyła. Ja płakałem. Odpowiedziałem mamie:
Mamo, dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Nigdy nie zapomnę twoich słów, zabiorę je ze sobą jako skarb na całe życie. 
Wczesnym rankiem udałem się do Chieri, a wieczorem tego samego dnia przekroczyłem próg seminarium.

Program wypisany na ścianie
Przywitałem się z przełożonymi i poszedłem do pokoju przygotować sobie łóżko. Wraz z przyjacielem Garigliano obszedłem dokładnie sypialnie, korytarze i dziedziniec. Z wysokiego muru pozdrowił nas zegar słoneczny, na którym widniały słowa: Dla tych, co cierpią, godziny płyną powoli, zaś dla tych, którzy mają serce wypełnione radością, biegną szybko.

Powiedziałem do Garigliano:
- Oto nasz program! Bądźmy weseli, a czas będzie szybko upływał.
Wkrótce potem zaczęły się trzydniowe rekolekcje. Starałem się odprawić je dobrze. Pod koniec udałem się do profesora filozofii, teologa Tarnavasia z Bra i poprosiłem go o rady, które pomogłyby mi dobrze się sprawować i zasłużyć na zaufanie profesorów. Ten dobry ksiądz odpowiedział mi na to:
- Tylko jednej rady mogę ci udzielić: dokładnie wypełniaj swoje obowiązki.
Przyjąłem tę radę jako punkt wyjścia w moim seminaryjnym życiu. Starałem się dokładnie przestrzegać regulaminu i rozkładu zajęć. Skwapliwie stosowałem się do sygnałów, jakie dawał nam dzwon, zarówno wtedy, gdy wzywał nas do nauki i do kościoła, jak i wtedy, gdy przywoływał nas do refektarza, na rekreację czy na spoczynek.
Ta skrupulatność zyskała mi przyjaźń innych seminarzystów i szacunek przełożonych.
Sześć lat spędzonych w seminarium dało mi bardzo wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz